Chris Holder żużlowym mistrzem świata. Australia, sportowo zawsze kojarzyła mi się z surfingiem czy też z windsurfingiem. W styczniu z tenisem, w marcu z Grand Prix Formuły 1, ale z żużlem?
Poza sportem, słowo „Australia” kojarzy mi się z Sydney Opera House. Nasz wielki żużlowy kompozytor, Tomasz Gollob, poza „pudłem”. Najgorsze miejsce dla sportowca. Ale Pan Tomasz i tak jest ikoną żużla. To żużlowy Michael Schumacher! Ba, to żużlowy Moniuszko! Od 1995 na torach indywidualnych mistrzostw świata. Niejeden rzuciłby to wszystko w diabły jak w „Diabłach z Loudun” Krzysztofa Pendereckiego. Ale nie Pan Tomasz, który codziennie i nieustannie wsłuchuje się warkot silnika. Basy muszą być odpowiednie, wysokie dźwięki na poziomie. Nic nie może fałszować. Pan Tomasz przez tyle lat to słyszy. Dobieranie śrubek, nakrętek, zębatek, łańcuchów jest jak strojenie skrzypiec, wiolonczel, kontrabasów przed każdym wielkim występem. I tony kartek, spisanych pomiarów, ocen nawierzchni. To nuty, rzecz, która prowadzi do sukcesu. Wszystko to oczywiście pod batutą jego wielkich umiejętności.
Nawet przez chwilę nie chce przestać. Chce dalej komponować swoje sukcesy dla publiczności. Nie szkoda mu słuchu, który może stracić niczym Jan Sebastian Bach w wieku 50 lat. Pragnie dalej zapisywać sterty kartek w notatniku i na pięciolinii telemetrii. W przerwie żużlowej spróbuje przy innej publiczności. Przy tej motocrossowej. I wcale się jej nie obawia. Akustyka sprzętu trochę inna, ale Pan Tomasz jest osłuchany.