Czasu nie oszukam – niestety jestem w takim wieku, że pamiętam czas, gdy Motorola RAZR V3 była absolutnym novum w świecie telefonów komórkowych, przyprawiając wszystkich o – wybaczcie kolokwializm – opad szczęki. Składana, smukła, malutka… każdy o niej marzył! Dlatego pierwszą – i w zasadzie niezmiennie główną myślą, która mi towarzyszyła przez kilkutygodniowe testy nowego cuda od Motoroli było to, że RAZR w tegorocznej wersji to przede wszystkim gra na emocjach.
RAZR i emocje
Gra na emocjach na kilka sposób, absolutnie nie odbierajcie tego negatywnie. Tacy jak ja widzą w niej „syna” wersji RAZR V3. Kolejne pokolenie „kręci” fakt, że wreszcie komuś udał się telefon ze składanym, elastycznym ekranem. Jeszcze innych rozemocjonuje fakt, że chcą kupić Motorolę RAZR 2019 będą musi głęboooko sięgnąć do portfela.
Czy warto? Myślę, że znajdzie się wielu, którzy uznają, że tak. Nowy RAZR to telefon z każdej strony specyficzny, wyjątkowy, co zobaczycie w moim krótkim materiale. Nie chciałem tym razem robić klasycznego testu, raczej taki nieco rozszerzony rzut okiem, spojrzenie na to, co nowego dostajemy od inżynierów Motoroli.
Mały ale wariat
Poza tym wszystkim, o czym posłuchacie poniżej, warto napomknąć o jednej funkcji, która – gdybym chciał ją opisać – zajęłaby pewnie połowę materiału. Zewnętrzny ekran, o którym napomknąłem w kontekście selfie, jak dla mnie mocno zmienia korzystanie ze smartfonu, na lepsze, rzecz jasna. Wiele rzeczy, do których zwykły telefon musielibyśmy odblokowywać (a ten otwierać) można zrobić z poziomu małego, kolorowego, zewnętrznego ekranika, włącznie z odpisaniem – predefiniowanymi odpowiedziami – na SMSy, czy wiadomości z komunikatorów. Jest szybciej i intuicyjniej. A reszta? Zobaczcie sami!