Drogi Kamilu, w pierwszych słowach muszę przeprosić Cię za moją słabą wiarę. Na początku sezonu napisałem, że załamujesz ręce, a wczoraj przecież podniosłeś je wysoko z radości i triumfu. I ja też podniosłem wraz z Tobą. Ba, napiszę więcej, podniosłem je wcześniej, bo widziałem jak pewnie przeskoczyłeś tę niebieską, telewizyjną linię. Darłem się w niebogłosy: „Leeeeeć, Leeeeć Kamil!” Ty jeszcze musiałeś dojechać, minąć te zieloną kreskę, żeby noty były jak najwyższe, a ja już się cieszyłem.
Chociaż jeszcze te oceny sędziów, tajemnicze wyliczenia, te wiatry. W kwestii odległości, nikt nie był Ci w stanie dorównać. Zaświeciła się „jedynka” przy Twoim nazwisku. Wtedy już musiałeś usłyszeć mój okrzyk radości. Austriacy pogubili się niczym małe dzieci w wielkim sklepie z zabawkami, Norwegowie chcieli deptać po piętach, przepraszam po nartach. I jeszcze ten młokos ze Słowenii – Peter Prevc.
Z tyłu głowy miałem Twój sobotni występ, tam medal był na wyciągnięcie dłoni, przepraszam narty. To była normalna skocznia, techniczna, a Ty dziś pokazałeś technikę jak na Mistrza przystało.W notach pojawiły się „dwudziestki”. To nie był przypadek. Z tyłu głowy miałem Twój wywiad dla „Przeglądu Sportowego”, gdzie powiedziałeś, że jeszcze pokażesz, żeby jeszcze nie skreślać. Udowodniłeś coś więcej.
Kamilu, szczęśliwe jest to Predazzo. Po 10 latach od sukcesu Adama Małysza na tej skoczni, teraz Ty dumnie na szyi prezentujesz złoty medal. Za rok Igrzyska Olimpijskie w Soczi. Na Krymie też możesz wskoczyć na najwyższe podium, a tego wyczynu nie udało się dokonać nawet Adamowi Małyszowi.
Czapki z głów.
https://youtu.be/VIW09gdX-Gc